Wywiad z Jankiem Benedekiem

Janek Benedek - buntownik, który nie zagrzał dłużej miejsca w żadnym polskim składzie - autor wszystkim znanych przebojów zespołu TLOVE- Warszawa i King. Założyciel legendarnej Suki (jedynego polskiego zespołu grającego przeboje Rolling Stonesow) i równie unikalnego BUM BUM. Jedyny niezależny polski wykonawca, którego tę samą piosenkę wykorzystały w reklamie dwa wielkie koncerny. Nazywany czasem "polskim Keithem Richardsem" Benedek wyrobił własny, charakterystyczny styl gry na gitarze będący mieszanka bluesa i punkowych riffów ze słowiańską nutą melancholii.

Gdy debiutowałeś byłeś uznawany za jeden z największych talentów, jakie pojawiły się na polskiej scenie rock’n’rollowej. W żadnej kapeli jednak nie zagrzałeś długo miejsca, a swoją solową karierę talk naprawdę rozpoczynasz dopiero po trzydziestce. Z czego to wynika? Trudny charakter? Czy może brak pomysłu na siebie?

 

Biznes muzyczny jest trudny – wiadomo, niekiedy kariery buduje się latami pracy, czasami jest to błyskawiczny wzlot i równie szybki upadek. Tak się złożyło ze Tilt rozpadł się półtora roku po moim przyjściu, bo trafiliśmy na ciężkie czasy przełomu 89 i 90. Z T.Love odszedłem po 4 latach sukcesów. Znowu w momencie przełomu – wielki koncerny fonograficzne dopiero zaczęły się pojawiać. Dzisiaj będąc w podobnej sytuacji natychmiast otrzymałbym propozycje kontraktu jako facet, który podniósł trzecio-ligowy band alternatywny do poziomu gwiazdy. Nie miałem szczęścia ani sprytu. A charakter?

Albo się go ma albo nie ma wcale. Wole trudny niż żaden. Zresztą, jak jesteś zbyt wymagający albo inni nie nadążają za tobą to możesz być pewien ze zaczną na tobie wieszać psy.

 

Przerwa między graniem w T.Love a rozpoczęciem twojej solowej działalności trwała jednak bardzo długo – aż 10 lat. Czy to skutek kryzysu twórczego, czy nieumiejętność znalezienia się w trudnej sytuacji konkurencji na rynku muzycznym?

 

Na te 10 lat składało się 3 lata luzackiego obijania i 7 lat mordęgi – upadków i krótkotrwałych, rozpływających się w beznadziei wzlotów. Trzeba było dużo samozaparcia i wytrzymałości. Kłody pod nogi padały do ostatniej chwili przed wydaniem płyty.

 

Płyta nosi tytuł – Oldschool Party. Czym dla ciebie znaczy termin OLDSCHOOL Czy to tylko wykorzystanie chwytliwego i popularnego terminu?

 

Nie. Ja jestem oldschoolowy. Przywracam słowom znaczenie – chce żeby  rock'n'roll był taki, jaki dawniej – żywy, świeży,żeby gryzł, bawił i poruszał jednocześnie.

 

Mówisz, że Twoja płyta jest czymś wyjątkowym na polskim rynku muzycznym. Co to znaczy? Czy w Polsce nikt oprócz ciebie nie potrafi go grać?

 

Nieliczni w tej chwili albo nikt. Tak zwana alternatywa jak na przykład Pidżama Porno – epigoni Munka Staszczyka od lat 80 stoją w miejscu. Udowadniają, że tradycja harcerskich akordów jest u nas naprawdę silna....Albo Maleńczuk – gra role artystowskiego gwiazdora strojąc się w kobiece ciuszki ...kokietuje recenzentów udając Bowiego czy innego Lou Reeda, tymczasem jego warsztat to poziom knajpiany. Lepiej niech się nauczy grać.... Trudno mi jest glanowac tych biedaków z Idola, bo sami nie wiedzą jak bardzo są nabrani.... Ale z rockiem to nie niewiele mają wspólnego – co to jest za rock z tekstami o „życiu jak poemat? Inny przykład – to bracia Cugowscy. Obawiam się, że wkrótce zastąpią zespół swojego taty i swoim polo-rockiem będą nas straszyć z telewizora przez następne 25 lat.

 

Czym wyróżnia się twoja płyta na tle tzw. polskiego rocka?

 

To jest płyta dla tych, którzy są zmęczeni polskim pseudorockiem, który nie ma stylu i klasy. Polski rock to głęboka prowincja. Jesteśmy tam głębiej niż za generała Jaruzelskiego, za którego, o dziwo powstały tak genialne płyty jak pierwsza płyta Oddziału Zamkniętego, pierwsze trzy płyty Maanamu, pierwsza Republika czy TSA....

A moja płyta? Włącz ją i posłuchaj. Na początek cię zaskoczy, bo dawno nie słyszałeś w Polsce takich dźwięków, a potem, czego życzę tobie i sobie, będziesz do niej wracał.

 

Mimo tego, co mówisz o polskim rocku jest kilka kapel, które cieszą się prawdziwym uznaniem. Ze starszego pokolenia TLOVE a z młodszych Cool Kids of Death.

 

T.Love ma wielkie szczęście – gdyby dziś rozpoczynali swoją karierę i nagrywali takie płyty jak te ostatnie, nie zostali by wielkimi gwiazdami. Cool Kids są śmieszni – wzniecili bunt, teraz się z niego wycofują – koledzy, trzeba mieć trochę honoru, albo przynajmniej dobre piosenki- chcecie żeby ludzie kupili ten wasz rzęch za grzeczne buzie? To się kupy nie trzyma....Od początku się zresztą miotali – no bo albo rzucasz butelka ze sceny albo podlizujesz się intelektualistom pisząc „pokoleniowe” manifesty w Wyborczej.

 

Rock’n’roll w polskich mediach nie istnieje. Gdzie widzisz tego przyczynę? Wydawałoby się, że ludzie z pokolenia decydującego o wydawaniu w Polsce pieniędzy wychowywali się na polskim rocku lat 80-tych

 

Myślę ze zachłysnęli się zarabianiem kasy i ten demon każe im zapomnieć o tym, że są rzeczy wartościowe, które również mogliby promować. Ale to jest mechanizm, któremu trudno im się przeciwstawić. Sami powiedzą ci – dobra, ale gdzie masz tą dobrą muzykę do wydania - zapominając, że zabili ja wcześniej wprowadzając sztuczne twory – Big Brothera i Idola.

 

No, ale przecież takie są prawa rynku. Może dziś nikt nie potrzebuje rock’n’rolla?

 

Rock’n’roll to stan umysłu – zawsze będą tacy ludzie, którzy nie dadzą się wciągnąć w fałsz i oportunizm w życiu i w kulturze – oni zawsze będą się wzajemnie przyciągać i rozpoznawać. Oni tworzą wspólnotę myśli i gustu. Rynek musi dostrzegać także ich. Na takich ludzi liczę i do nich kieruję moją płytę.

 

Kim są w takim razie ci ludzie? Czy to twoje pokolenie trzydziestolatków, czy też widzisz swoich odbiorców również w młodzieży?

 

Jak słuchałem piosenek Jaryczewskiego, Kory albo Ciechowskiego to nie zastanawiałem się ile oni mają lat – a sam byłem nastolatkiem. Klucz leży w tym, że albo jest jakaś wibracja, którą czujesz, albo jej nie ma. Gdy w swojej piosence śpiewam „młode wilki atakują, młode wilki głodne są” to śpiewam to z pozycji trzydziestolatka, gdy śpiewam „jestem jak napięta sprężyna, poczuj jak nakręca mnie siła” to jest to przekaz, który ruszy wszystkich od małolata do staruszka ….no chyba …że jest obłożnie chory. A muzyka? Płyta w większości zawiera mocne kawałki rock’n’rollowe których styl będzie zrozumiały dla starszych, bo przypominać im może czasy kiedy mieli po 18 lat, ale w równym stopniu dotyczy to młodszych. Tych wychowanych na rocku w wykonaniu amerykańskich i brytyjskich kapel z tak zwanej nowej rockowej rewolucji. Na Oldschool Party jest osiem czadów, jedna piosenka miłosna dla kobiet w każdym wieku, jeden numer, który spodoba się radiowcom i zamykający płytę refleksyjny Vanishing Word.

 

Vanishing Word to Twoja autorska wersja piosenki Gnijący Świat z najnowszej płyty T.Love.

 

Tak, to pierwowzór singla chłopaków z nowej płyty. Nie spodziewałem się, że nim się stanie. To gorzka piosenka o schyłku cywilizacji, zainspirowana powieścią Houellebecqa „Cząstki elementarne”.

 

Na Twojej płycie wśród muzyków znalazło się kilka znanych nazwisk. Czy Polak, Smolik i Ciempiel grają w Twoim zespole?

 

Nie, absolutnie nie i nie chciałbym się podpierać ich nazwiskami promując płytę. Andrzej Smolik zagrał w piosence Can`t Stop na harmonijce. To genialny muzyk. Polak zagrał w połowie piosenek na bębnach i to jest moim zdaniem rola, w której wypada najlepiej. Na żywo występuje z nieznanymi dotąd muzykami ze składów hardcore`owych – Dzordzem i Mikołajem Malanowskim. Długo szukałem takiego składu.

 

Z Jankiem Benedekiem rozmawiał Ryszard Wojciul

 


Komentarze
 
Polityka Prywatności