Świeżutkie muzyczne bułeczki...

Dziewczyna i Diabeł

Oj chyli się ta nasza muzyka ku rychłemu upadkowi. Nie wiadomo, czy talent zjawiskiem coraz rzadszym, czy też czasy trudniejsze. Kolejna kapela, kolejny zespół okazuje się być rozczarowaniem. Gorzej jeśli oprócz rozczarowania pojawia się irytacja. Tak jak chociażby przy płycie Dziewczyna i Diabeł zespołu Panika.
 

Współczesna muzyka masowa nie zawsze stawia przed odbiorcą wysokie wymagania. Powinno się sprzedać, powinno zarobić a sam artysta powinien udzielić paru wywiadów. Śpiewać można wszystko, chociażby jeden wyraz przez 3 minuty, Przetrwać trzeba przynajmniej sezon. Kwestią sporną pozostaje tu jednak sama definicja muzyki popularnej. Czy piosenką można nazwać utwór 2 taktowy, gdzie tekst ogranicza się do jednej a często nawet nie linijki? Czasy kiedy cała Polska śpiewała przeboje Perfectu, czy chociażby skandowała „mniej niż zero” Lady Pank, odeszły niestety do chlubnej przeszłości. Dobre zespoły ostatnich lat można niestety policzyć na palcach jednej ręki (ach ten Feel), statystyka jednak nie kłamie: nasza muzyka ulega deterioracji.

 

Mamy dzisiaj komercję samą w sobie. Tutaj wymieniać można dłużej. Muzyka niezbyt wyrafinowana, teksty pełne mało logicznych zwrotów i częstochowskich rymów. „uuuu”. „lalala”, „parampam” jest na poziomie dziennym. Jeśli się sprzedaje – twórca otrzymuje miano artysty. Biznes się kręci.

 

W powyższej kategorii brylować będzie niewątpliwie płyta Dziewczyna i Diabeł nowego na naszym rynku medialnym zespołu Panika. Grupa trzech mężczyzn (z gościnnymi dostawkami) debiutuje na naszym rynku płytą nie dość, że nieciekawą, to jeszcze mało rozwiniętą i niezrozumiałą w tekstach.

 

Już pierwsza piosenka, o jakże literackim tytule Aj aj aj, że aż strach budzi w odbiorcy lekką konsternację i wątpliwości we własną znajomość rodzimego języka.  Wokalista grupy Michał Wasilewski pokusił się o swoje własne oryginalne literacko – poetyckio/bezsensowne teksty, stworzone niejednokrotnie z niespecjalnie ze sobą związanych zlepek słów. „Musiałaś być piękna, gdy w grudniu padał śnieg (…) zakochaj się znów parampam” takie oto przemyślenia można znaleźć w piosence pod wdzięcznym tytułem… Bonifacy. „Ja jestem liczbą a wszechświat jest wzorem, rozwiązaniem jesteś ty” – dodaje w twierdzeniu Fermata. Teksty wprawiają w konsternację osobę płynnie operującą językiem polskim, bo sensu za wiele tu nie ma, przebija się jedynie niedobry styl i brak sensu. Nie każdy może być Szymborską, to jasne. Ale czy ja mogę od piosenek oczekiwać leksykalnego sensu?

 

Wokalista Paniki niestety przeliczył się też co do swoich zdolności w zakresie emisji głosu. Dość agresywna muzyka (ostry pop albo jak kto woli zniewieściały rock) wielokrotnie zagłusza jego wokal, nie dość intensywny aby z gitarą elektryczną konkurować. Miejscami słychać więc tylko muzykę i zagłuszone słowa. Irytujące jest też  wyjątkowo modelowanie głosem, stylizowanie go na gorszą i jakby niedorobioną wersję Bee Gees, w piosence Dziewczyna i Diabeł. Starania idą na marne, jak ktoś głosu nie ma mieć go nie będzie.

 

Będąc do końca złośliwa pozwolę sobie dodać parę słów na temat piosenek śpiewanych w języku angielskim. Angielski ciągnie muzyków strasznie, kto przecież nie ma chrapki na prawdziwie międzynarodową karierę. Niestety, wychodzi tutaj na jaw brak odpowiedniej wymowy, co dla bardziej z angielskim obeznanych dyskwalifikuje utwory Irytacja osiąga apogeum wraz z ostatnim utworem Maggie run, gdzie do naprawdę dobrej linii melodycznej i muzyki (po raz pierwszy na płycie) powtarzane są wyłącznie tytułowe słowa. Liryka umarła.

 

Ale bądźmy też realistami. Być może Panika odniesie oszałamiający sukces, a jej piosenki będzie nucić cała Polska. W końcu  tekst „boom, boom, boom I want you in my room” czy też „ajaja coco jumbo” śpiewała cała Europa. Być może właśnie Panika trafiła na złotą receptę na sukces. Może. Na razie pozostanę sceptyczna. Trudno jest mi bowiem uwierzyć, że tekst: „ Marsjanie, kosmici w moim stanie zabraliby się bardzo szybko stąd/ Marsjanie w kontakcie jestem z wami, a nuż wystrzelą mnie też” odniesie komercyjny sukces.  Niezależnie od grupy docelowej jaką wybrali sobie muzycy. Bo i ta pozostaje dla mnie zagadką. Ludzie młodzi? Na pewno nie nastoletni, bo ci mają bardziej popowe preferencje. Studenci? Być może, ale tylko na klubowym koncercie, suto zakrapianym piwem. Dorośli pracujący? Chyba też nie, bo z infantylnych tekstów już tylko się śmieją.

 

Ale może nie mam racji. Może sukces Paniki przekona mnie, że jednak popełniłam błąd. Może. Pozwolicie jednak, że na razie będę spać spokojnie.

 

Marta Czabała

>>>powrót


 
Polityka Prywatności