Świeżutkie muzyczne bułeczki...

Natural Beat Band

Ta dość specyficzna płyta na pewno nie jest produktem masowym, nie przypadnie też do gustu żądnym lekkiej rozrywki słuchaczom. Warto jest jej jednak posłuchać, bo stanowi doskonałą alternatywę dla lansowanej w radiu i telewizji sieczki, gdzie jednej piosenki nie można w zasadzie odróżnić od drugiej. Trzeba się skupić, trzeba pomyśleć. Ale warto, bo to ciekawa propozycja, udowadniająca, że jest jeszcze nadzieja na coś innego.
 

Wbrew pozorom Natural Beat Band to wcale nie debiutanci na rynku. Istniejąca  na rynku od 1999 roku (pod nazwą STIFF STUFF), grupa zdążyła już wygrać szereg nagród, w tym te na Festiwalu Twórczości Studenckiej Katowice, Rock&Rock Festiwal Warszawa, Węgorzewo 2002. W 2004 przerwała wspólną działalność, tylko po to, aby w tym roku powrócić, wraz z ciekawym, alternatywnym produktem, nagranym na zlecenie Muzeum archeologicznego w Krzemionkach Opatowskich. STIFF STUFF powraca dumnie, tym razem we współpracy z młodszą ekipą. Tak powstaje Natural Beat Band i płyta ciekawa, mroczna, bardzo akustyczna, przykuwająca niepodzielną uwagę.

Nie mam wątpliwości, że w dobie lansowania wszem i wobec dodo - podobnych pseudo wokalistek i częstochowskich rymów o miłości, trudno jest się przebić muzyce alternatywnej, opartej przede wszystkim na mocnej grze perkusji, bębnów i beatboxu. A szkoda, bo nasza scena muzyczna zyskałaby niezmiernie, gdyby takie albumy wpuszczali do stacji radiowych i telewizyjnych. To mocna płyta, w większej części akustyczna, przykuwająca uwagę doskonałym użyciem bębnów. To niemalże spektakl teatralny, zaczarowujący swojego widza, wymagający od niego absolutnie niepodzielnej uwagi. To magnetyczne przedstawienie, zaczarowujące swojego widza, wciskające go w fotel, porywające uwagę. To komentarz do brutalnych czasów i ich obraz. Warto dać takiej płycie szansę, nawet jeśli nie zagości na co dzień w naszych odbiornikach. Gwarantuję, że przyjdzie moment, kiedy zachcecie do niej wrócić.

Marta Czabała

>>>powrót


 
Polityka Prywatności